Strony nowa wersja

środa, 24 lutego 2016

Londyn - cz.1


Dnia 8 lutego 2016 o godzinie 8:30 wylądowaliśmy na jednym z 7 lotnisk w Londynie. Szumnie powiedziane w „Londynie”, 48 km od Londynu.

Godzinę jazdy autobusem do obrzeży, a przynajmniej tak nam powiedziała Pani, u której kupiliśmy bilety na autobus do stacji Liverpool Street. Teoretycznie nasz autobus miał podjechać o 9:55 na przystanek, jednak zjawił się już o 9:35. Kierowca jednak powiedział nam, że on jedzie do stacji Victoria, ale i tak możemy się z nim zabrać. Pomyśleliśmy „No dobrze, przecież to nie może być daleko”. I tak oto zamiast jechać 1h jechaliśmy 2h.  Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :) 10 min po wyjściu z autobusu, gdy w punkcie informacji chcieliśmy kupić bilety do podróżowania po Londynie, obsługiwała nas Polka, dzięki tej przemiłej Pani zaoszczędziliśmy 10 funtów, a chwilę później na mapce, którą otrzymaliśmy od tej właśnie Pani, zobaczyliśmy, że mamy do hotelu ledwo 5 stacji czyli ponad 2 razy mniej niż ze stacji Liverpool Street.

O 12:00 byliśmy w hotelu i tu spotkał nas pierwszy zawód. Pomimo uwzględnienia naszej prośby o wcześniejsze zakwaterowanie (między 11:00-12:00), recepcjonista kazał nam wrócić o 13:00, gdyż nasz pokój nie był jeszcze gotowy. Tak przedmiotowo potraktowani przez tego Pana udaliśmy się do pobliskiego McDonalda na drugie śniadanie. Po małym posiłku nabraliśmy sił, żeby wejść na czwarte piętro, gdzie znajdował się nasz pokój. Pokój był czysty i schludny, a jego największym mankamentem było to, że znajdował się na czwartym piętrze :P Dobrze, że schody były miękkie (schody były obite dywanem), okazało się to kluczowe przy powrotach po całych dniach chodzenia.


Pierwszą i jedną z ważniejszych atrakcji całego wyjazdu było Muzeum Historii Naturalnej (Natural History Museum). Gdy szliśmy do głównego wejścia do tegoż muzeum, Michał ujrzał przed sobą  osławioną czerwoną budkę telefoniczną i wskazał ją Patrycji. Ta ucieszona oddała mu aparat i poprosiła o zdjęcie. I to tak naprawdę była pierwsza atrakcja w Londynie :) Po  2 minutach dalszej wędrówki, okazało się, że brama głównego wejścia jest zamknięta i do muzeum wchodzi się od drugiej strony. Dzięki temu byliśmy w stanie zobaczyć skamieniałe drzewo o wieku 330 mln lat. W muzeum spędziliśmy trochę ponad 3h, pomimo że część atrakcji była wyłączona, niestety, ale szczegóły o tak ważnym miejscu będą w oddzielnym poście :) Po wyjściu z Muzeum Historii Naturalnej przeszliśmy do kolejnego miejsca, znajdującego się rzut kamieniem. No może dwa :P Miejscem tym było Muzeum Wiktorii i Alberta (Victoria and Albert Museum), czyli największe muzeum sztuki i rzemiosła artystycznego (stała kolekcja to ponad 4,5 mln eksponatów). Od nas możemy powiedzieć, że był to jeden wielki miszmasz, ale za to wprost przepiękny :) Największe na nas wrażenie zrobił szklany żyrandol znajdujący się w holu wejściowym. Fotorelacja zostanie zamieszczona w oddzielonym poście.










Wieczorem przejechaliśmy do Piccadilly Cicrus. Jest to jedno ze sławniejszych i piękniejszych miejsc w Londynie, oświetlone licznymi neonami i bilbordami. W nocy wszystko wyglądało magicznie i kolorowo. Ludzie idący każdy w swoim kierunku, samochody zmierzające do swoich miejsc przeznaczenia, zgiełk i gwar, światło i dźwięk. Wszystko to razem sprawiało przewspaniale wrażenie :)















Lekko oszołomieni przeszliśmy do znajdującego się nieopodal świata M&Msów (M&M World). Jest to jeden z pięciu sklepów firmowych na świecie. Były to 4 piętra M&Msów w najróżniejszych postaciach i formach: standardowych cukierków, ołówków, bluzek, lodów, napoi, bidonów, przeogromnych tub z M&Msami do własnoręcznego nałożenia i wiele innych. Miejsce było super, ale po prostu za słodkie, nawet jak dla Patrycji :)










Po wyjściu ze sklepu zjedliśmy coś na szybko i poszliśmy dalej, a konkretnie do najsławniejszego sklepu w okolicy czyli do Little Britannia. Jest to dwupiętrowy sklep z wszelkimi możliwymi pamiątkami z Wielkiej Brytanii. Zrobiliśmy małe zakupy i wsiedliśmy do metra, odjeżdżającego w kierunku naszego hotelu. Jako, że następnego dnia mieliśmy wstać jeszcze przed wschodem słońca, poszliśmy spać dosyć wcześnie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz