Strony nowa wersja

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Londyn - cz.3


Trzeciego dnia powstali z łóżka o 7:30 :P I zstąpili na śniadanie. Było to nasze pierwsze i niestety ostanie śniadanie w tym hotel, ale na szczęście nie ma czego żałować. Ponieważ cała jadalnia wraz ze szwedzkim stołem (śniadanie kontynentalne) mieściło się, można by rzec, w komórce na szczotki :P Sześć stolików wraz z krzesłami na powierzchni 8m2. Dorzućmy do tego jeszcze przejście między tym wszystkim, malutki stolik w rogu na jedzenie i zaczyna robić się ciasno.

Po śniadaniu i ubraniu się w pokoju ruszyliśmy na miasto :) Gdy dotarliśmy pod muzeum figur woskowych Madame Tussauds, mieliśmy jeszcze ponad pół godziny do otwarcia wejścia, więc zdecydowaliśmy się wyruszyć na poszukiwania lokum Sherlocka Holmesa :) Gdy natrafiliśmy na jego pomnik, wiedzieliśmy już że idziemy w dobrym kierunku. Tuż za rogiem po kilkunastu metrach, na Baker Street 221B, znaleźliśmy prawdziwe mieszkanie Sherlocka Holmesa, wraz z opisem i muzeum obok.




Gdy wracaliśmy pod muzeum Madame Tussauds przechodziliśmy obok sklepu z pączkami. Patrycja poczuła pierwotny zew łowcy czekolady i powiedziała, że dalej nie idzie, dopóki nie dostanie chociaż jednego pączka :P Chcąc nie chcąc Michał został przymuszony do sprawienia przyjemności Patrycji i kupienia jej czekoladowego serduszka :)

Jak już udało nam się dostać pod muzeum, stanęliśmy w kolejce VIP Express jako drudzy. Co widzieliśmy w środku, kogo Patrycja pocałowała w policzek, a kogo Michał złap za piersi, dowiecie się w oddzielnym poście :)

Po muzeum i szybkim posileniu się w Subwayu wyruszyliśmy na nasz najdłuższy przejazd komunikacją miejską Londynu do Obserwatorium Królewskiego Greenwich (Royal Observatory Greenwich). Największy problem w dotarciu tam sprawiły nam autobusy, przystanki autobusowe w żaden sposób nie pokrywają się z nazwami na mapach. Trzeba było jechać na czuja. Oczywiście wcześniej zasięgnęliśmy porady u bardzo miłej pani w punkcie informacji, tym razem rodowitej angielki. Z przystanku do obserwatorium idzie się około 10 min.


Ze wzgórza rozciąga się przepiękna panorama na calutki Londyn :) Jest to jedno z ulubionych miejsc różnej maści fotografów. My też tam strzeliliśmy fotkę :)




Zwiedzanie zaczęliśmy od końca. W najdalszej części mieściło się The Weller Astronomy Galleries. Jest to interaktywne muzeum astronomii. Najciekawszym eksponatem (i jedynym udostępnionym za darmo) był fragment meteorytu Gibeon, który uderzył w ziemię około 4,5 miliarda lat temu. Jak głosi tabliczka jest to najstarszy obiekt jakiego kiedykolwiek dotkniemy. Oczywiście nie odmówiliśmy sobie przyjemności dotknięcia tego obiektu :)




Drugim z trzech budynków do którego weszliśmy był Altazimuth Pavilion, czyli przerobione na muzeum słońca pomieszczenie teleskopowe.







Trzecim i największym ze wszystkich był kompleks Meridian Observatory. W głównym budynku umieszczono dwupiętrowe muzeum zegarków i czasomierzy. Od najstarszych z czasów początku chrześcijaństwa, aż do dzisiejszych zegarków atomowych. Na placu między budynkami umieszczona była linia wyznaczająca południk zero (Meridian Line) dzieląca ziemię na prawą i lewą półkulę.
























Gdy wracaliśmy do metra, wysiedliśmy na złym przystanku przez Michała :P I musieliśmy czekać na kolejny autobus, którym już dojechaliśmy do metra.

Jakie jest jedno miejsce w Londynie, na którego zwiedzenie trzeba poświęcić jeden dzień? Oczywiście jedną z możliwości jest Muzeum Brytyjskie (British Museum). Niestety nasz krótki pobyt wymusił ograniczenie tego czasu do półtorej godziny. Mimo to udało nam się zobaczyć ¾ sekcji Egiptu i trochę Mezopotamii. Nasz krótki pobyt tam, mamy nadzieję, wymusi na nas powrót tam w przyszłości :)





















































Jednym z najdroższych domów towarowych w Londynie jest osławiony Harrods. Przepych bije po oczach, wali w twarz bez znieczulenia. Nawet gdy się wchodzi do środka czuć w powietrzu zapach unoszącego się luksusu. Najpierw przez 30 min chodziliśmy po całym budynku rysując szczękami o podłogę z zachwytu „o jakie to piękne, o jakie błyszczące” i z przerażenia „o jakie to drogie” :P A potem przyszedł ten moment. Trzeba było kupić pamiątki. O dziwo portfel nas, aż tak bardzo nie znienawidził, a dzięki temu było lżej na duszy przy dalszym chodzeniu. Teraz dwa słowa o tym czego na pewno się nie spodziewaliście. O toaletach :P To były najbardziej luksusowe, najpiękniejsze i najlepiej pachnące toalety w jakich kiedykolwiek byliśmy. Wszystko było pozłacane, półautomatyczne, oświetlone no i jeszcze ta obsługa... :) Pan i Pani (zależnie od toalety) podający ręczniczek do suszenia rąk, proponujący perfumy i jakieś kosmetyki, czuliśmy lekki dyskomfort, jednak zrobili na nas duże i dobre wrażenie :) Pod sam koniec zwiedzania Michał wyczaił szable, dwie normalnej wielkości, oczywiście bardzo drogie i jedną malutką, 10 centymetrową, ozdobną. Z ciekawości podszedł zobaczyć cenę. Mało się powietrzem nie zachłysnął, gdy zobaczył cenę 600 funtów. W tym też momencie podeszła do niego mile uśmiechnięta ekspedientka. I zapytała się czy może coś podać, albo w czymś pomóc. A wtedy Michał, kiedyś kobieciarz i żartowniś :P, z przyzwyczajenia uśmiechnął się i zażartował „Dziękuję bardzo, ale limit na mojej karcie kredytowej jest zbyt niski”. Wtedy Pani uśmiechnęła się jeszcze szerzej i roześmiała się razem z  nim. Chwilę później Michał został wyprowadzony za ucho ze sklepu :P






Na kolację wróciliśmy do naszej ulubionej restauracji (po jednym razie :P ). Zjedliśmy smaczny posiłek i udaliśmy się do hotelu, na spakowanie i odpoczynek przed wylotem następnego dnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz