INDONEZJA
Gdy przyleciałem z rodziną do Indonezji, przesiedliśmy się na Sumatrze do malutkiego samolotu, gdzie przed odlotem zważono nas wszystkich wraz z bagażami i rozsadzono tak, żeby waga była równomiernie rozłożona. Podczas przelotu na Flores, gdzie czekał na nas nasz wynajęty statek mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki rozciągające się zza okna samolotu. Gdy przybyliśmy do portu i zobaczyliśmy nasz statek to zdębieliśmy. Statek to jak na dzisiaj szumna nazwa. W większości drewniana, stara krypa, ale za to bardzo ładnie odnowiona i odmalowana, znająca wszystkie okoliczne wyspy i (jak się później okazało) ze wspaniałą wprost załogą. Patrząc od dziobu: ławeczka koło kompresora do napełniania butli nurkowych, materace do spania na dworze, koło sterowe, wejście do wnętrza, stół jadalniany, kotarka i prysznic wraz z toaletą (ta kotarka to tylko od strony stołu). We wnętrzu statku nie dało się spać w nocy ze względu na zaduch, jednak i tak nikt nie chciał spać w środku, gdy miało się możliwość oglądania rozgwieżdżonego nieba na środku morza. Przez blisko dwa tygodnie pływaliśmy po różnych miejscach, zwiedzaliśmy przepiękne wyspy koralowe, pływaliśmy dookoła kominów rafowych czy nurkowaliśmy w przepięknych miejscach do trzech razy dziennie. Dziewiątego dnia rozchorował nam się kucharz z załogi. Jako, że każdy z załogi miał coś do roboty, a ja jako jedyny mieściłem się w kuchni, zostałem jednogłośnie wybrany na tymczasowego kuchmistrza (na dwa dni). Wszyscy przeżyli.
Nurkowanie
Jeżeli chodzi o nurkowanie, Indonezja jest spełnieniem
marzeń większości nurków, nawet tych wybrednych. Poza oczywistościami, czyli rafami koralowymi wraz ze
standardowymi rybkami, możemy spotkać niebezpieczne skrzydlice, nieokiełznane
mureny, ciche rekiny czy majestatyczne manty, Mola Mola, napoleony, żółwie i
węże morskie, czy ociężałe dugongi. Niestety nie dane mi było zobaczyć przesławnej w tym rejonie ryby Mola Mola, pomimo godzinnych podwodnych poszukiwań. Jakby na osłodę, przy następnych nurkowaniach, roiło się od innych stworzeń, zwłaszcza od rekinów czy muren. Rekiny były małe i raczej trzymały się z dala, jednak mureny to inna historia. Te przepiękne i groźnie wyglądające stworzenia są raczej przyjazne człowiekowi (oczywiście o ile się ich nie denerwuje). Część z nich uwielbia, gdy się je głaszcze i sama podpływa do człowieka. Jednak należy uważać, gdyż są to niezwykle silne i szybkie stworzenia. Niezapomnianym przeżyciem był nurek w Manta Point, czyli tzw. myjnia dla mant. Była to zwykła skała wystająca na kilka metrów nad dno morza, w niej chowały się rybki, które znane są z czyszczenia innych morskich stworzeń z pasożytów i planktonu ze skóry. Manty przypływają jedna po drugiej nad skałą i wtedy rybki wypływają ze szczelin i oczyszczają je ze wszystkiego. Czasami manty potrafią zrobić po kilka nawrotów.
Flores
Flores jest przepiękną wyspą z bogatą historią i
niezwykle interesującą kulturą. W okolicach miasta Labuan Bajo mieszkał polski
ksiądz Stanisław Wyparło. Gdy przyjechaliśmy do miasta mieszkał tam od około 25
lat, więc w 2013 r. było tych lat już około 40. Ugościł nas na plebanii przy
szkole, którą z pomocą miejscowych wybudował i nauczał. Podane zostały banany obsmażane w oleju
kokosowym. Przepyszna sprawa. Niedaleko hotelu znajduje się ośrodek ochrony słoni. Można je tam nakarmić bananami
oraz spędzić z nimi czas.
Bali
Wyspa Bali jest mniejsza od wyspy Flores, jednak nie
oznacza to, że mniej interesującą.
Zwiedziliśmy tutaj wylęgarnię motyli i innych już mniej pięknych owadów
i stawonogów. Na wyspie można legalnie kupić i przywieźć do Polski oprawione w
specjalne pudełko motyle czy skorpiony. Sprzedaż takich eksponatów pozwala
wspomóc funkcjonowanie obiektu. W centralno-północnej części wyspy znajduje się
świątynia Ulun Danu Beratan. Miejsce jest malowniczo położone nad jeziorem,
niemalże pośrodku wyspy. Na zdjęciach sprawia wrażenie, jakby świątynia stała
na brzegu niezwykle spokojnego morza. Na samej wyspie znajduje się łącznie pięć
świątyń. Turyści rozlewają się więc między nie wszystkie i nie ma ich jakichś
większych ilości. Przepiękne współgranie natury i budowli świątynnych sprawia,
iż po plechach przechodzą ciarki z wrażenia :) W Małpim Lesie, niedaleko miasta
Ubud, w centralnej części wyspy, nasi mali koledzy mają towarzystwo. Kilka
ogromnych, starych i niewzruszonych kamiennych posągów spogląda na rzekę z
brzegu. Mają one po kilka metrów i przedstawiają warany z Komodo. Posągi budzą
podziw nad starannością i miejscem wykonania. Dookoła rozlegają się okrzyki
małp, a my jesteśmy przez nie tutaj tak długo mile widziani, jak długo dajemy
im łapówki w postaci bananów :)
Komodo
Wyspa Komodo jest największą z trzech głównych wysp parku
narodowego Komodo. Cały park jest jedynym na świecie miejscem, gdzie naturalnie
występują Warany z Komodo (jak sama nazwa wskazuje). Rozważa się jednak,
rozszerzenie parku na kilka sąsiednich wysp, na które coraz częściej gady te
dopływają. Sam waran dorasta do trzech metrów długości, waży do 90 kg, jedzą
praktycznie wszystkie występujące na wyspie zwierzęta (kilkukrotnie doszło do
ataków na ludzi), a także mniejsze osobniki swojego gatunku. Z tego ostatniego
powodu, młode warany bardzo często chowają się przed swoimi dorosłymi kolegami
na drzewach. Są szybkimi biegaczami (na krótkich odcinkach) oraz dobrymi
pływakami. Wejście na główną wyspę jest możliwe tylko pod ścisłym nadzorem
miejscowego przewodnika. Cała wycieczka zajmuje około godziny, może półtorej.
Rozpoczynamy ją od ściany z napisem „Komodo” i przechodzimy od razu do
rzadkiego i niskiego lasu z dużą ilością krzewów. Co jakiś czas widać przechodzące
obok woły (pokarm dla waranów). Słychać tylko śpiew ptaków. W ich poszukiwaniu
patrzymy w górę i dostrzegamy z rzadka wystające zza pni głowy małych waranów. Po
pół godzinie docieramy do małej wioski z domkami, postawionymi na wysokości co
najmniej metra na palach. Prawdopodobnie były to domki dla przewodników i ludzi
od ochrony przyrody. Po wiosce przechadzają się ogromne warany. Kilka z nich
leniwie odwraca głowy w naszym kierunku i po krótkiej obserwacji rusza dalej w
swoją stronę. Nie zbliżamy się na odległość mniejszą niż 15 metrów. Przewodnicy
zawsze starają się stać między nami a waranami. Po krótkiej historii i opisie
zwierząt, a także po zrobieniu zdjęć, wyruszamy w drogę powrotną na brzeg, a
następnie na statek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz