Z Rust wyjechaliśmy o godzinie 9:00. W miarę wcześnie za nim
zrobiło się naprawdę gorąco i odpowiednio późno, żeby zdążyć się wyspać. Tego
dnia nic nie zwiedzaliśmy, a sama podróż do następnego hotelu przebiegła w
miarę spokojnie, bez żadnych ekscesów, jednak mieliśmy problem z trafieniem do
miejsca noclegowego, które znajdowało się w miejscowości Le Teilleul we Francji :)
Chcieliśmy być sprytni i zaczęliśmy szukać na własną rękę
podanego adresu. Zawędrowaliśmy nawet na prywatną posesję, dwojga starszych
ludzi, którzy ni w ząb nie rozumieli ani angielskiego, ani polskiego. My z
kolei znaliśmy tylko dwa słowa po francusku. Po 10 minutach bardzo interesującej
rozmowy (w czasie w której nic nie zrozumieliśmy :P ) podziękowaliśmy i
odjechaliśmy na dalsze poszukiwania. W akcie desperacji zadzwoniliśmy na podany
numer w nadziei, że ktoś po drugiej stronie, będzie znał angielski.
Na nasze szczęście pani u której mieliśmy nocować znała
ten język i okazała się na tyle miła, że zaoferowała się iż po nas wyjedzie.
Wkrótce po tym byliśmy już u niej pod domem. Po krótkiej prezentacji pokoi i
szybkiej aczkolwiek smacznej kolacji (kanapki z serem/pasztetem :P ) wybraliśmy
się na zwiedzanie okolic posesji.
Po pierwszych trzech minutach śmiech Michała przepłoszył
stado okolicznych krów i ściągnął w naszą stronę wszystkie wrony :P
Następnego dnia, po śniadaniu i zniesieniu bagaży
wywiązała się krótka rozmowa z właścicielką domu i okazało się, iż pani która
sama jest Angielką, wyszła za Francuza a jej babcia była Polką. Następnie
ruszyliśmy w kierunku Mont Saint Michel. Ale o tym już w kolejnym poście :)
Michał w przebraniu w drodze do Le Teilleul :P |
Szukając miejsca noclegowego trafiliśmy na dość stary miejski kościół w Le Teilleul |
Domek, w którym nocowaliśmy :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz