W hotelu w Portugalii, w nadmorskim rejonie Algarve spędziliśmy 4 pełne doby hotelowe w mieście Portimão. Przez dwa pierwsze dni
pozwoliliśmy sobie na odrobinę lenistwa i jedyne co zwiedziliśmy to okoliczne
plaże i klify (plus miasto). Z rana chodziliśmy na plażę na której nie było
tłoku, a obwoźni sprzedawcy nie narzucali się. Plaże miały piękny złoty kolor,
okoliczne klify nadawały urokliwego dostojeństwa. Jedynym minusem była duża
ilość ostrych skał w wodzie (na które drugiego dnia, Michał rozerwał sobie
stopę :P ).
Drugiego wieczoru, gdy zachcieliśmy przejść się trochę
plażą w stronę miasta, okazało się, iż ubiegłej nocy zawaliła się część klifu.
W Michale odezwała się dusza archeologa i ruszył na poszukiwania skamielin. Po
15 minutach biegania w dół, w górę, między skałami, znalazł bardzo ładną
skamielinę z kilkoma muszelkami. W tym samym czasie Patrycja, załamawszy się
widząc swojego chłopaka biegającego jak pięciolatek wśród skał, zdecydowała się
spocząć na w miarę równym kawałku głazu leżącego obok niej. Gdy spojrzała na
kamień obok swojej lewej stopy, zauważyła iż jest on z jednej strony niezwykle
płaski. Podniosła go i zawołała Michała. Po wspólnej naradzie, doszli do
wniosku, że znalazła ona najprawdopodobniej odcisk liścia z przed około 65 mln
lat.
Trzeciego dnia pojechaliśmy do portu i popłynęliśmy na
wycieczkę po nadmorskich jaskiniach. Wycieczka trwała 3 godziny w czasie której
wpłynęliśmy do około 30-40 mniejszych i większych jaskiń w tym największej w
Portugalii Cathedral Cave. Po wycieczce wróciliśmy do hotelu, a wieczorem po raz
ostatni wybraliśmy się na deptak do miasta. W czasie godzinnego spaceru
pięciokrotnie zaproponowano nam haszysz , trzykrotnie marihuanę i dwa razy
masaż. Tego też wieczoru Michał zmusił swoją siostrę do zagadania i zrobienia
sobie zdjęcia z miejscowym Jankiem muzykantem :P (swoją drogą chłopak naprawdę
nieźle grał na skrzypcach).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz