Do hotelu w Barcelonie trafiliśmy bez większych
poszukiwań. Po wypakowaniu bagaży z samochodu i zaniesieniu ich do pokoi, Michał
z jego tatą udali się do samochodu w celu przepakowania go z podjazdu
hotelowego na parking o odpowiedniej wysokości (parking musiał być odpowiednio
wysoki, ponieważ na dachu samochodu znajdował się pak).
Nasz hotel mieścił się
na głównej i najbardziej reprezentacyjnej ulicy w Barcelonie, La Ramblas. Tego
samego dnia dołączyły do nas jeszcze dwie rodziny. Z uwagi na późną godzinę przyjazdu,
nie zwiedzaliśmy tego dnia nic oprócz ulicy przed hotelem i okolicznych
restauracji. Byliśmy tak zmęczeni podróżą, że po sytej i smacznej kolacji
udaliśmy się do hotelu na spoczynek :P
Następnego dnia wyszliśmy o godzinie 8 rano z hotelu i
udaliśmy się do metra w stronę stadionu FC Barcelona. Jak wiadomo gdzie
kucharek sześć tam nie ma co jeść :P a jak zbierze się 13 osób to już w ogóle
nie wiadomo, w którą stronę jechać. Całe szczęście udało nam się przeforsować
pomysł Michała, który zawierał tylko jedną przesiadkę i byliśmy na miejscu już
po 40 minutach. Gdy zobaczyliśmy ceny biletów na stadion i do muzeum z wrażenia, aż
przysiedliśmy. Nie okazaliśmy się, aż tak wielkimi fanami FC Barcelony, żeby
zapłacić 23 euro od osoby. Wystarczyło nam zwiedzenie ogromnego sklepu, z każdą
możliwą rzeczą z akcentem FC Barcelony (można było kupić nawet kawałek trawy z
boiska zależnie od wielkości od 5-25 euro). Zrobiliśmy małe zakupy i po
zwiedzeniu okolic stadionu ruszyliśmy w stronę Palau Reial. Niestety miejsce to
okazało się nieczynne w niedzielę. Z powodu temperatury sięgającej już 37
stopni Celsjusza udaliśmy się do hotelu, ażeby tam poczekać na zwiedzanie Parku Güell, które mieliśmy zarezerwowane na godzinę 14:00.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz