Sagrada Familia jest powszechnie uważana za najważniejsze
osiągnięcie Antoniego Gaudiego, gdy wyszliśmy z metra stanęliśmy jak wryci
patrząc na ogrom tej budowli. Z daleka nie dawało się dostrzec wszystkich
misternych rzeźbień w fasadzie (gdzie każde z nich musi być osobno rzeźbione).
Budowę rozpoczęto w 1882 roku i nie ukończono jej aż do dziś. Wszystkie
projekty zostały zniszczone w czasie hiszpańskiej wojny domowej. Po przejściu
przez bramki (gdzie sprawdzili nas bagaż) i podejściu pod ścianę budynku, ilość
misternych zdobień zapierała dech w piersiach. Cała fasada zdawała się aż żyć i
poruszać. Nie dawało się skupić na jednym z elementów, gdyż zaraz inny
przykuwał naszą uwagę.
Po napatrzeniu się na zewnętrzną część świątyni weszliśmy do środka. W tym momencie okazało się, że przyjście do świątyni wieczorem było wprost genialnym pomysłem. Wieczorne światło wpadając do środka przez liczne ogromne i bogate szczegóły witraży dawało olśniewający efekt. Przechodzenie jednej części świątyni z niebieskiego w zieleń, pomarańcz, czerwień dawało piorunujący efekt. Środkowa część świątyni była zarezerwowana dla modlących się, więc większość ludzi skupiło się dookoła. Kilkunastometrowe kolumny okalały środkową część i pięły się, aż do sklepienia, które podtrzymywały. Każdy z głównych witraży w całej świątyni miał w swojej najwyższej części nazwę jednego z światowej sławy miejsc pielgrzymek chrześcijańskich. Trafiły się m.in. Fatima, Jerusalem czy Lourdes. Pojawił się również polski akcent – Częstochowa.
Nasyciwszy oczy wspaniałymi widokami, udaliśmy się do wjazdu na jedną z dwóch otwartych wież. Po wjechaniu na górę mieliśmy dwie opcje, albo zjechać windą, tak jak większa część turystów, albo trochę się rozruszać i zejść piechotą. Jak możecie się domyśleć wybraliśmy tę drugą opcję :P Możliwość patrzenia na miasto w dowolnym kierunku była wspaniała. Jednak nie można było cały czas oglądać widoków, gdyż trzeba było przede wszystkim skupić się na schodzeniu w dół. Pierwsza część schodów mieściła się wokół zewnętrznej części wieży i była od środka ogrodzona stalowym okratowaniem. Druga część licząc razem ze schodami miała około 2 m, 70 cm miały schody z obu stron, co daje nam około 60 cm na przerwę pośrodku i ta oto przerwa biegła 60 m w dół zabezpieczona jedynie metalową poręczą na wysokości pasa, stopnie były wyślizgane, więc schodzenie dawało dużo adrenaliny. Po zejściu z wieży i wyjściu ze świątyni okrążyliśmy ją udając się do wejścia do grobowca Antoniego Gaudiego (został on pochowany w podziemiach swojej świątyni). W następnej kolejności poszliśmy na zasłużone lody i pojechaliśmy na kolację przy hotelu.
Po napatrzeniu się na zewnętrzną część świątyni weszliśmy do środka. W tym momencie okazało się, że przyjście do świątyni wieczorem było wprost genialnym pomysłem. Wieczorne światło wpadając do środka przez liczne ogromne i bogate szczegóły witraży dawało olśniewający efekt. Przechodzenie jednej części świątyni z niebieskiego w zieleń, pomarańcz, czerwień dawało piorunujący efekt. Środkowa część świątyni była zarezerwowana dla modlących się, więc większość ludzi skupiło się dookoła. Kilkunastometrowe kolumny okalały środkową część i pięły się, aż do sklepienia, które podtrzymywały. Każdy z głównych witraży w całej świątyni miał w swojej najwyższej części nazwę jednego z światowej sławy miejsc pielgrzymek chrześcijańskich. Trafiły się m.in. Fatima, Jerusalem czy Lourdes. Pojawił się również polski akcent – Częstochowa.
Nasyciwszy oczy wspaniałymi widokami, udaliśmy się do wjazdu na jedną z dwóch otwartych wież. Po wjechaniu na górę mieliśmy dwie opcje, albo zjechać windą, tak jak większa część turystów, albo trochę się rozruszać i zejść piechotą. Jak możecie się domyśleć wybraliśmy tę drugą opcję :P Możliwość patrzenia na miasto w dowolnym kierunku była wspaniała. Jednak nie można było cały czas oglądać widoków, gdyż trzeba było przede wszystkim skupić się na schodzeniu w dół. Pierwsza część schodów mieściła się wokół zewnętrznej części wieży i była od środka ogrodzona stalowym okratowaniem. Druga część licząc razem ze schodami miała około 2 m, 70 cm miały schody z obu stron, co daje nam około 60 cm na przerwę pośrodku i ta oto przerwa biegła 60 m w dół zabezpieczona jedynie metalową poręczą na wysokości pasa, stopnie były wyślizgane, więc schodzenie dawało dużo adrenaliny. Po zejściu z wieży i wyjściu ze świątyni okrążyliśmy ją udając się do wejścia do grobowca Antoniego Gaudiego (został on pochowany w podziemiach swojej świątyni). W następnej kolejności poszliśmy na zasłużone lody i pojechaliśmy na kolację przy hotelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz