Strony nowa wersja

niedziela, 4 października 2015

Barcelona cz.2 - Park Güell, Magic Fountain



Do Parku Güell pojechaliśmy metrem. Jako, że wejścia do parku są rezerwowane z dużym wyprzedzeniem liczba miejsc jest dość mocno ograniczona. Do parku można wejść tylko za uprzednią rezerwacją i tylko o wyznaczonej godzinie. 

Żeby się nie spóźnić wyszliśmy o 12:50 z hotelu. Wybraliśmy wejście od prawej strony tarasu. Żeby się tam dostać, należało albo wejść po 257 stopniach na górę lub wjechać kilkoma schodami ruchomymi ustawionymi obok schodów. Wybraliśmy mniej męczącą opcję :P Na szczycie okazało się,  że park jest trochę większy niż nam się wydawało a jego zamknięta do wolnego zwiedzania część stanowi tylko mały odłam całości. Na jego właśnie poszukiwania zeszło nam 20 minut i zdążyliśmy na ostatnią chwilę do wejścia.

Taras widokowy był tak jasny, że aż bolały oczy. Jednak widok na miasto był przepiękny :) Na tarasie nie dało się wytrzymać zbyt długo ze względu na pełne słońce i wysoką temperaturę. Już po kilku minutach schodziliśmy na dół między kolumny podtrzymujące taras, żeby zaznać chwili ochłody i cienia. Każda kolumna była odrobinę inna od swoich „koleżanek” i ozdobione innym unikalnym ułożeniem porcelany. Od głównej nawy odchodziły dwie drogi, jedna w prawo (długi tunel z jednej strony zakończony kolumnami, wyłożonych kamieniami), natomiast w drugą stronę prowadziła mała drużka do kwiatowego ogrodu w dalszej części parku. Gdy zeszliśmy poniżej poziomu kolumn, dotarliśmy do miejsca, z którego słynie cały park. Do porcelanowej jaszczurki. Po zwiedzeniu płatnej części parku poszliśmy w jedną z niezliczonych odnóg i dotarliśmy do miejscowego artysty, umilającego czas zwiedzającym. Pan puszczał ogromnej wielkości bańki mydlane, które wyglądały przepięknie w scenerii parku. Koniec końców okazało się że pan był z Polski :) Po zwiedzeniu parku rodzice Michała wybrali się ze znajomymi do zaprzyjaźnionego artysty, a my wraz z jego siostrą wróciliśmy na odpoczynek do hotelu.

Po kolacji wybraliśmy się do muzeum figur wojskowych w nadziei na tematykę zombie. Niestety okazało się, że zombie na tej ulicy pojawiają się tylko w piątki i w soboty. Z braku laku i tak postanowiliśmy zwiedzić miejscowy przybytek kultury i weszliśmy do środka.

Po muzeum pojechaliśmy na jedną z największych nocnych atrakcji Barcelony, czyli Magic Fountain, woda, światło, dźwięk. Przedstawienia trwały po 15 minut, kompozycje muzyczne idealnie współgrały ze strumieniami wody, a zmieniające się światło dodatkowo zwiększało doznania. Dwie godziny, które tam spędziliśmy razem z kilkoma tysiącami osób minęły niezauważenie. Po zakończonym spektaklu udaliśmy się w drogę powrotną do hotelu. 
























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz