Przez kilka następnych dni Michał chorował, a jak to
facet choruje, nawet jak go katar dopadnie to on umiera, spisywać testament,
sprowadzać księdza z ostatnim namaszczeniem itd. Masakra :P
Trzeciego dnia
powstał z martwych. Pojechaliśmy z rana na targ w Revelu, był to taki zlot
wszystkich okolicznych producentów wszystkiego (serów, mięsa, ryb, roślin, żab
i ślimaków, smażone, gotowane... wszystko). Cały targ był podzielony na dwie
części. Zewnętrzna znajdowała się przy głównej drodze oplatającej rynek, a
wewnętrzna już na samym rynku. Wyglądało to zachwycająco :) Na targ oprócz
sprzedawców zjechali się chyba wszyscy mieszkańcy całego regionu. Ludzi był,
krótko mówiąc, tłum. Po obejściu całości, spróbowaniu kilku ciekawostek
kulinarnych (jakoś nikt z nas nie przemógł się, by spróbować ślimaków :P)
ruszyliśmy do Carcassonne.
Główną atrakcją tego miasta są fortyfikacje
zapoczątkowane przez Rzymian 100 lat p.n.e., a rozbudowanymi przez Wizygotów w
VI w. Fortyfikacje w prawie niezmienionej formie zachowały się do dziś. Rząd
Francji w pewnym okresie zaczął rozważania nad całkowitym rozebraniem twierdzy.
Na szczęście nie dopuszczono do tego. Wejście na teren twierdzy jest płatny,
ale na szczęście studenci WATu (jak i innych europejskich uczelni :P) wchodzą
za darmo. Same fortyfikacje sprawiają wrażenie ogromnie zaniedbanych. Natomiast
miasteczko w środku funkcjonuje pełną parą, nic w tym dziwnego, muszą w końcu
obsłużyć 3 mln turystów rocznie. Na szczęście nie dało się odczuć tej ilości
ludzi. Na chodzenie pomiędzy murami przeznaczyliśmy prawie cały dzień. Po
stwierdzeniu, że zwiedziliśmy już prawie wszystko udaliśmy się w drogę powrotną
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz