Jako, że nasza wycieczka po Europie nie była pod żadnym
względem pielgrzymką do świętych miejsc, to tego dnia zwiedziliśmy Lourdes.
Jedno z największych na świecie ośrodków kultu maryjnego.
Miejsce to jest słynne m.in. z możliwości kąpieli
(obmycia się z grzechów) w źródle wypływającym ze skały. Na miejsce dotarliśmy
w miarę wcześnie, jeszcze przed przybyciem największych tłumów, o godzinie 12.
Kąpiele odbywały się pod zboczem, bezpośrednio pod bazyliką, z drugiej strony
niż jest wejście. Żeby tam dojść trzeba było najpierw przejść przez cały
ogromny plac przed bazyliką, przedostać się przez kolejki czekające do kranów z
źródlaną wodą, minąć jaskinię, w której było objawienie i przejść pomiędzy
palarniami na świece. I wtedy to dopiero można było usiąść bądź stanąć w
kolejce do kąpieli.
Jako, że panów było duuużo mniej to i miejsc siedzących
przeznaczono im w mniejszej ilości. (Jako, że kobiety grzeszą dużo więcej od
panów to było ich znacznie, ale to znacznie więcej. – wersja Michała :P). Od
momentu wejścia do kolejki, Michał z tatą czekał pół godziny na wejście a ja z
mamą i siostrą Michała czekałyśmy, aż 2 godziny. Ogólna zasada kąpieli jest
następująca, w miarę wychodzenia osób z sześcioosobowych poczekalni wpuszczane
są tam kolejne osoby, te osoby proszone są wtedy o rozebranie się do bielizny
(kobiety są przykrywane płachtą, a panowie nie). Na każdym kroku towarzyszą nam
specjalni wolontariusze, są mili i próbują zagadywać. Gdy nadejdzie nasza
kolej, przechodzimy przez specjalną zasłonę i jesteśmy przykrywani mokrym już i
zimnym ręcznikiem i proszą nas o zdjęcie bielizny. Wprowadzają nas (oczywiście
cały czas się modląc) do zimnego basenu z wodą po kolana, pytają się co
chcielibyśmy uleczyć bądź za co się pomodlić, a następnie zanurzali nas w
wodzie. Na tym kończyła się kąpiel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz