Michał chciał zacząć tak :P – Z racji ostatnich
niepokojów w Brukseli wrzucamy teraz naszą skromną relację z dwudniowej
wycieczki do stolicy Belgii. Może kogoś zachęci do pojechania tam gdy sytuacja
już znormalnieje.
A teraz normalny wstęp :P
Niemalże rok temu wsiedliśmy w samolot w Modlinie i
polecieliśmy do Belgii, konkretnie do jej stolicy. Oczywiście po uprzednim
dokonaniu rezerwacji hotelu i lotów.
Wylądowaliśmy na małym lotnisku podobnym
do tego naszego w Modlinie - Bruksela Charleroi. Tam wsiedliśmy w autobus,
który zawiózł nas do centrum Charleroi, gdzie zakupiliśmy bilety na pociąg do
Brukseli. Do pociągu wskoczyliśmy 15 sekund przed jego odjazdem, po uprzednim
rozpaczliwym zapytaniu się niezwykle pomocnych policjantów o peron z którego
odjeżdża nasz pociąg. Jechaliśmy ok. 40 min.
Wysiedliśmy na dworcu Bruxelles
Midi, czyli dworcu południowym w Brukseli. To było ogromne miejsce,
przypominało dworzec centralny w Warszawie wraz z podziemiami i wszystko
pomnożone razy dwa. Nic więc dziwnego, że zanim znaleźliśmy punkt sprzedaży
biletów miejskich minęło 20 min :P A potem kolejne pół godziny na znalezienie
naszego tramwaju (który swoją drogą jeździł na powierzchni i pod ziemią). Pierwsze
wrażenie z Brukseli było takie, że Warszawa jest niezwykle czysta. Ilość śmieci
zalegająca na ulicach, jak i na samych peronach podziemnych była zatrważająca.
Stolica Europy jest po prostu brudna.
Po wyjściu z tramwaju na powierzchnię wylądowaliśmy na
jednej z główniejszych ulic w Brukseli. A potem przez 25 min szukaliśmy naszego
hotelu, który okazał się być rzut kamieniem od głównej ulicy. Na kolana nas nie
powalił, ale nie o to chodziło, miał posłużyć po prostu do noclegu :) Po
zameldowaniu się i zostawieniu zbędnych rzeczy, przeszliśmy do głównej ulicy, w
celu znalezienia miejsca do posilenia się po męczącej podróży. Ciekawym
widokiem okazał się hotel Marriott (tak ten Marriott) z mieszczącym się na
parterze McDonaldem. Jednak swe kroki skierowaliśmy ku Pizzy Hut. Po posiłku
ruszyliśmy na zwiedzanie Brukseli :D
Pierwszym punktem w planie naszej wycieczki było Atomium.
Jest to 103-metrowy model kryształu żelaza, który został zbudowany z okazji
wystawy światowej w Brukseli w 1958 r. jako symbol ówczesnych naukowych oraz
technicznych osiągnięć „wieku atomu”. Jak widać na zdjęciach (poniżej) składa
się ta budowla z 9 kul (atomów) połączonych ze sobą rurami. W tychże kulach
znajdują się wystawy stałe i sezonowe. Jako że wszystkie zdjęcia Atomium
(wliczając w nie, te zrobione przez nas) objęte są prawami autorskimi
należącymi do organizacji SABAM. Prosimy więc o nie wysyłanie donosów :P O
samym Atomium napiszemy w całkowicie oddzielnym poście, a teraz przejdziemy
dalej :)
Kolejnym punktem miał być Oceade, czyli aquapark.
Niestety z powodu naszej obsuwki czasowej, o której pisaliśmy wcześniej, nie
opłacało nam się już wchodzić na pływalnię.
Zamiast tego wybraliśmy się w kolejne miejsce, czyli do Chinese and Japanese Towers (Garden of the Japanese Tower, Garden
of the Chinese Pavilion), które Patrycja
zlokalizowała wcześniej w zupełnie innym miejscu niż były w rzeczywistości.
Dotarliśmy do nich w 5 min, a nie w 30 min :P Po przejściu się po parku,
pooglądaniu pięknych widoków i przeszkodzeniu pewnej parze, ruszyliśmy dalej.
Całą resztę dnia, aż do
22:30 zwiedzaliśmy starszą część Brukseli, tam gdzie znajduje się najwięcej
zabytków, wliczając w to: Place Ste. Catherine; Place St. Gery, Grand Casino
Brussels czy Grand Place (Wielki Plac w Brukseli), gdzie na wiosnę ustawiany
jest dywan kwiatowy. Niestety jako, że jest ustawiony dopiero na wiosnę, nie
dane nam było podziwianie go. Przeszliśmy się wąskimi uliczkami do Les Galeries
Saint Hubert (Galeria Handlowa), gdzie Patrycji zaświeciły się oczy na widok
tysięcy wspaniałych wyrobów cukierniczych :P Potem ruszyliśmy do ostatniego
punku wycieczki na ten dzień, czyli do Manneken Pis (Siusiający
chłopiec), który niestety nas zawiódł, bo był strasznie malutki, myśleliśmy, że
będzie większy, chociaż odrobinę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz